Zawsze umierają inni...

Nigdy nie byłem nadmiernie religijny, ale to co należało do mnie jako człowieka ochrzczonego starałem się czynić, różnie to wychodziło, ale w końcu jestem gdzie jestem.

 Gdy u mnie na wsi zmarł człowiek, to od kiedy pamiętam, rodzina i sąsiedzi przychodzili do domu naszego zmarłego brata żeby się pomodlić za jego duszę i powspominać jego dobre uczynki. Tak sobie leżał spokojny w trumnie na środku pokoju w domu, który niejednokrotnie sam wybudował. Za oknem szczekał pies, któremu jeszcze niedawno nosił żarcie, gdzieś w pobliżu krzątały się jego dzieci i wnuki- Nie był sam!

 Tak było przez lata, szacunek dla naszych zmarłych był okazywany, jakby nadal byli z nami . Ksiądz przychodził do zmarłego do domu , modlił się za jego duszę. Cała rodzina, sąsiedzi , znajomi do końca mogli oglądać jego twarz i głaskać go po rękach i głowie. Te bolesne chwile gdy nakładano wieko na trumnę, zostawały w pamięci żyjącym jeszcze braciom na całe życie .

 Koledzy często na barkach nieśli trumnę ze zmarłym do kościoła . Potem nabożeństwo i znowu na ramionach kolegów na cmentarz i pożegnanie ze zmarłym przy grobie.

 Chłodny powiew z zachodu i zaczęły się wylęgać jak robactwo inne obyczaje, inne tradycje, zwane inaczej regulacjami. Najpierw okazało się że orszak pogrzebowy stwarza potężne zagrożenie dla ruchu na drodze, a nerwowi kierowcy wręcz wpadali w histerię, gdy musieli czekać aż przez drogę przejdzie kondukt pogrzebowy, albo gdy musieli się za nim wlec w korku, wiadomo czas to pieniądz.

 Tym sposobem zmarły człowiek, bo w końcu to jest człowiek, teraz już nie w domu, ale w kaplicy oczekuje na mszę i pochówek. Rodzina i znajomi jeszcze przychodzą do zmarłego do kaplicy i modlą się za jego duszę , potem kościół, msza z udziałem zmarłego i pochówek.

  Obecnie za przyczyną zarazy powoli dochodzimy do kresu szacunku dla naszych wierzących zmarłych i do naszych polskich tradycji ( znowu obce regulacje)

 Nasz zmarły brat, człowiek bo to w końcu jest człowiek, którego ciało było świątynią Ducha Swiętego , nie może brać udziału we mszy świętej za jego duszę. Ten człowiek zostaje pochowany, jeszcze Bogu dzięki w obecności księdza na poświęconej ziemi, ale jak długo potrwa taki stan nie wiemy, nie wiemy też do jakiego poziomu degradacji zostaną zepchnięte nasze tradycje, nasz szacunek do zmarłych, szacunek do przodków, szacunek do wiary i do siebie.

 Obecnie wypracowywane są dla nas stany zachowań i świadomości, które już pozostaną. Bardzo szybko wkracza się w nasze życie ,naszą świadomość , nasze tradycje, naszą świętą wiarę katolicką i tnie się je z chirurgiczną dokładnością .

 Wydawałoby się że z tak zaplanowanymi działaniami nie mamy szans, ale my mamy.

 Gdybyśmy byli zwykłym drobiem hodowlanym bez Boga, to mocarzom tego świata nie zależałoby aż tak na demontażu naszej świętej wiary, a im bardzo zależy, co widać na naszych oczach .

 

Słonie idą na północ, a my nie musimy jak te wołki zbożowe podążać ich śladem.